czwartek, 11 sierpnia 2016

W domu

Zawsze mnie nieco dziwiły utyskiwania rodziców na różnego rodzaju autystycznych forach, "że znowu wakacje, trzeba gdzieś będzie z dzieckiem wyjechać". To znaczy teoretycznie wiedziałam, o co chodzi - dzieci są przyzwyczajone do jakiegoś rytmu, a wakacje ten rytm zaburzają - no ale tylko teoretycznie...

Z każdym rokiem Ewa jest coraz starsza i coraz bardziej samodzielna, ale też coraz wyraźniej widać różnicę pomiędzy jej funkcjonowaniem w domu i poza nim. W tym roku wyjazd zmęczył nas na tyle, że po powrocie autentycznie cieszyliśmy się, że następnego dnia jest poniedziałek i wracamy do rytmu przedszkole-praca:)

Miałam tutaj napisać więcej o tym, jak to dziecko mi się na wywczasach rozregulowało, ale... dam już sobie spokój z marudzeniem i zamiast tego pochwalę się, że nauczyłam Ewę jeść... bułkę z masłem! :) Brzmi absurdalnie, ale w przypadku dziecka z pogłębiającą się wybiórczością jedzeniową i ogromną awersją do próbowania nowych potraw - jest niemałym sukcesem. Planuję pójść za ciosem i od przyszłego tygodnia zacząć jej przemycać do tej bułki kolejne produkty. Jakiś serek na początek?

W każdym razie - od poniedziałku mamy w domu dziecko-ideał:) Zero histerii, prawie zero wymuszania pomocy (na wakacjach potrafiła mówić "pomóż", jak poprosiło się ją np. o zdjęcie butów - i to "pomóż" oznaczało "zrób to za mnie"), zero "jestem chora, do szpitala". Poprawił się kontakt, poprawiła się też mowa. Wczoraj, jak wracałyśmy z przedszkola, przeprowadziłam chyba najbardziej rozbudowany dialog w historii (co było tym bardziej zaskakujące, że nie siedziałam na przeciwko niej, nie mogłam więc skupić jej uwagi na sobie poprzez np. dotknięcie ramienia):

Ja: "Ewa, a co robiłaś dzisiaj w przedszkolu?"
Ewa: "Emmm... Śpiewałam po angielsku, przytulałam, czytałam bajki."
Ja: "A kogo przytulałaś?" (imię i nazwisko, szybko, a ja już go znajdę i prześwietlę...:))
Ewa: "Kłapouszka." (ufff...)
Ja: "A kto czytał bajki? Pani?"
Ewa: "Sama."
Ja: "A, a o czym te bajki były?"
Ewa: "Emmm... O Puchatku, o miodku..." (i tu nastąpił monolog o jakichś pszczółkach i muszkach, nie do powtórzenia niestety:))