wtorek, 22 grudnia 2015

Wołacz

Gwiazda trenuje mówienie. Zasób słów jest już coraz większy - co oczywiście cieszy, choć czasami trudno już udawać, że nie wiemy, że chciałaby na przykład "ciasteczko" :) Jeśli chodzi o rzeczowniki, to czuje się już na tyle mocna, że zaczyna je odmieniać. Ostatnio trenuje wołacz. I o dziwo, nawet jej to wychodzi:

"Mamo, mamooo!"

"Tato, tatooo!"

"Franklinie!"

"Humorku!"

"Kapitanu Haku!"

... zazwyczaj:)

poniedziałek, 7 grudnia 2015

Podział ról

Jest u nas w domu taki wielki, puchaty koc - z rysunkiem równie wielkiego, puchatego wilka. Koc kojarzy się Ewie w zasadzie z jedną zabawą - w "chować!". W "chować!" Ewa bawi się głównie ze swoją mamą, są też różne odmiany tej zabawy:

"Chować!"

- krzyczy Ewa. No to ja nakrywam się wielkim, puchatym kocem z wilkiem. Staram się, żeby koc zwisał równo z każdej strony, ale aż tak duży jednak nie jest - więc stopy mi wystają, z jednej strony widać też rękę. Ewa chodzi wokół mnie, coś jej się nie podoba, no bo ta ręka wystaje. Upycha ją więc pod kocem, przestawia moją stopę, żeby nie było tak widać. Wreszcie jest zadowolona. Rozkłada ręce (tak mi się przynajmniej zdaje) i nagle czuję, jak ręce oplatają mnie gdzieś na wysokości kolan. Schylam się, nakrywam Ewę kocem i z okrzykiem wojennym - zaczynam łaskotać.

"Chować!"

Tym razem ciągnie mnie najpierw za rękę w dół, żebym usiadła. Podaje koc. No to znowu - przykrywam się nim cała - i teraz jest już łatwiej, bo siedzę. Wyciągam przykryte ciągle kocem ręce przed siebie - i za moment wpada mi w nie roześmiana Ewa! No to znowu - nakrywam ją kocem i łaskoczę, a za chwilę odnajduję rozchichotaną paszczę i dodatkowo wycałowuję policzki.

"Chować!" "Chować!" "Chować!"

Znowu siedzę pod wielkim puchatym kocem. Nie pamiętam już, który raz zarzucam go sobie na głowę. Jest mi potwornie gorąco, próbuję przyklepać naelektryzowane włosy. Nagle pod koc zagląda roześmiana paszcza. "A kuku!" No i za chwilę siedzimy tam już we dwie, przytulamy się i rozmawiamy. Z zewnątrz naszego małego, puchatego świata dobiegają odgłosy Dawida krzątającego się w kuchni. Brzęczą garnki, stuka stawiana na palniku patelnia. Skwierczy olej pod kotletami.

"Tata zaczyna smażyć kotlety" - mówię do Ewy.

Siedzimy jeszcze chwilkę, po czym ona wyskakuje spod koca i znowu:

"Chować!"

I za chwilę znowu wpada w moje rozpostarte ramiona, znowu się łaskoczemy, przytulamy. Dołącza do nas Tata. Przez moment kotłujemy się tak na podłodze - nasza trójka i wielki, puchaty koc.

Pierwsza wyplątuje się Ewa. Ciągnie Tatę za rękę.

"Tata, kotlety!"

Śmiejemy się. No tak, w końcu Tata miał smażyć kotlety! Ale delikatna aluzja w wykonaniu córki jakby do Taty nie dotarła, bo ten w dalszym ciągu stoi koło koca. Ale Ewa już wie, że komunikacja to nie tylko słowa, ale też gesty - więc przepycha Tatę tam, gdzie według niej w tym momencie być powinien - na stanowisko przy kuchence. W końcu, nie od dzisiaj wiadomo, że Ewa ma słabość do kotletów, a te same się nie zrobią. Ale gdy  już "pańskie oko" dojrzało, że Tata posłusznie pilnuje kotletów, można było powrócić do...

"Chować!"