poniedziałek, 27 października 2014

Ślina

W każdym szanującym się serialu w stylu CSI (wiecie, ktoś kogoś morduje, główni bohaterowie próbują wykoncypować kto) raz na jakiś czas pojawia się scena, w której na miejsce zbrodni przyjeżdżają śledczy, spryskują wszystko luminolem, gaszą światło, zapalają lampy UV i w jednej chwili widać wszystkie plamy po różnego rodzaju płynach ustrojowych (najczęściej krwi - ale nie tylko).

Gdyby ktoś wpadł z luminolem i lampą UV do naszego mieszkania, to zapewniam Was, mielibyśmy oświetlenie niczym w dyskotece:)

Tyle, że naszym problemem jest ŚLINA. Ślina wyciekająca z paszczy Gwiazdy samoistnie, lub zostawiana przez Gwiazdę w różnych miejscach celowo.

Zacznijmy od tego, że w okresach zwiększonej aktywności okołozębowej, śliny jest więcej i kapie. Kapie z paszczy na podłogę, stół, kanapę, cokolwiek znajdzie się pomiędzy gwiazdopaszczą a ziemią. Czasami zamiast kapać - spływa po brodzie aż wyląduje na przodzie koszulki lub wsiąknie w rękaw.

Bez względu na aktywność okołozębową - ślinienie występuje zawsze w trakcie snu. Wtedy w miejscu aktualnego umiejscowienia gwiazdopaszczy, na prześcieradle pojawia się plama. Albo kałuża. Podobno to "rozkoszne ślinienie się podczas snu" Ewa ma po swojej matce. Tak twierdzi Dawid, ja tam mu absolutnie nie wierzę:)

Ślina może też być zostawiania w różnych miejscach jako produkt uboczny celowych działań Gwiazdy. Na przykład, jak postanawia obadać jakiś przedmiot paszczą, pogryźć go czy spróbować, jak smakuje. W ten sposób ślina znajduje się na wszystkich zabawkach, pilotach, telefonach komórkowych czy moich kosmetykach do malowania:)

Czasami ślina niekontrolowanie wycieka z paszczy podczas płaczu. Towarzyszy jej często dodatkowy wyciek z oczu i nosa. Rodzic, który chce utulić w płaczu swoją najdroższą córeczkę, zostaje wtedy z mokrą plamą na nogawce spodni, rękawie czy ramieniu.

Zazwyczaj Gwiazda nie zwraca uwagi na plamy, które pozostawia w różnych miejscach, ale gdy już zarejestruje jej istnienie, to z zaciekawieniem wyciąga palec (wskazujący dłoni lub wielki paluch u stopy - w zależności, który znajduje się bliżej), wtyka go w sam środek kałuży i z miną badacza zaczyna analizować gęstość, temperaturę i lepkość płynu, rozsmarowując go po zastanej powierzchni...

niedziela, 26 października 2014

Nowe umiejętności

Ewa jest obecnie na etapie prac plastycznych. Bawi się ciastoliną, rysuje kredkami, maluje farbami... Mamy na stałe zorganizowane dla niej stanowisko pracy - pół stołu w jadalni oklejone jest szarym papierem, na którym większość tych prac ręcznych się odbywa.

Oto co ostatnio tam znalazłam...


Mój Najdroższy Mąż twierdzi, że chciał tym wpisem trochę zestresować nianię. Wie, że mnie raczej całki nie stresują... :)

czwartek, 16 października 2014

Potrzeba integracji

Potrzeba integracji Gwiazdy z innymi dziećmi, a także pozyskane przez nią nowe umiejętności często dają o sobie znać w nieoczekiwanych momentach.

Na przykład wtedy, kiedy na zajęciach grupowych Ewa podchodzi do różnych dzieci i zaczyna nagle pokazywać oko. Paluszkiem. Nie, nie swoje oko...

Na szczęście, wszystkie dzieci wyszły z zajęć z taką samą liczbą oczu, z jaką wchodziły:)

środa, 15 października 2014

Mamośroda

Niania Ewy musiała załatwić dzisiaj kilka spraw, postanowiłam więc wziąć jeden dzień urlopu i urządzić Ewie "mamośrodę" :) 

Niestety, "dzień urlopu" niekoniecznie musi oznaczać "będziemy wylegiwać się do 9" - dzisiaj Ewa miała zajęcia na 7:45, więc trzeba było wstać już po 6. Strasznie mi dzisiaj to wstawanie nie szło, Gwieździe tym bardziej - trzeba było ją budzić. 

To poranne niewyspanie ciągnęło się za nami przez resztę dnia (a ten jeszcze się nie skończył). Zaczęło się od tego, że Ewa... prawie zleciała ze schodów. Miałyśmy już wchodzić na zajęcia, Ewa wdrapywała się na czworakach po schodach na górę (jej sala jest na pierwszym piętrze), ja z kolei - stałam po drugiej stronie balustrady i sięgałam właśnie po ochraniacze na buty, gdy Gwiazda postanowiła wstać, odwrócić się i zacząć schodzić. Na stojąco. Czego nie potrafi. I runęła w dół, to znaczy zaczęła lecieć w dół, kiedy jej matka zakrzywiła czasoprzestrzeń i złapała ją dosłownie moment przed upadkiem głową na schody. Niestety, zakrzywianie czasoprzestrzeni niezbyt dobrze jeszcze matce Ewy wychodzi, toteż nie obyło się bez ofiar - twarz matki zatrzymała się na balustradzie. Skutek - rozcięta i lekko podpuchnięta warga. Tak, wyglądam jak ofiara przemocy domowej, nie wiem też, czy powinnam w ogóle tę historię opowiadać, bo nie brzmi dużo bardziej wiarygodnie niż "weszłam na drzwi".

Zaledwie pół godziny później podobnie wyglądała też moja córka. Nachyliła się nad pudełkowego z klockami akurat w tym momencie, w ktorym Cioci K. udało się zdjąć zasaną lekko pokrywkę. Pokrywką walnęła Ewę, ta przygryzła sobie zębami dolną wargę... Teraz obie wyglądamy jak po spotkaniu z drzwiami.

Po zajęciach - postanowiłyśmy pojechać do parku. Rzut beretem od ośrodka, w którym miałyśmy zajęcia. No i jadę, wydaje mi się, że w dobrym kierunku, ale skręciłam źle, później znowu... Starym zwyczajem wylądowałam "na Pradze" (bo ja zawsze jak się pogubię w Warszawie, to ląduję na Pradze, taki zwyczaj).

Ostatecznie trochę nam zajęło, zanim dotarłyśmy do parku. Tam na szczęście nie było większych wypadków (a park ma potencjał - różne place zabaw, rzeczka...). Co nie zmienia faktu, że w domu udało mi się jeszcze uderzyć głową w blat szafki (podnosząc Ewę) i bosą stopą - w stolik.

Może nie powinnyśmy już dzisiaj ruszać się z kanapy...? :)

poniedziałek, 13 października 2014

Tradycja

Mamy pewną niedzielną tradycję. Wyniosłam ją jeszcze z domu, kontynuowałam przez lata i teraz jest wspólnym zwyczajem moim i Dawida. Otóż - w niedzielę rano jemy jajecznicę:) Tak więc nie jest mi dane długie byczenie się pod kołderką w niedzielny poranek - bo o ile do nakarmienia Młodej da się wypchnąć Męża, to jednak do nakarmienia Męża muszę już wstać ja.

Od jakiegoś czasu trochę tej jajecznicy dajemy też Ewie. Bardzo jej nasze niedzielne śniadanie zasmakowało:)

W tę niedzielę zjadła na śniadanie mleko, później jogurt, który dałam jej myśląc, że nie mamy półproduktów na jajecznicę i trzeba będzie czekać ze śniadaniem do 9 na otwarcie sklepu (co trudno będzie wytłumaczyć głodnej Ewie). Po czym Dawid uświadomił mnie, że półprodukty kupił w sobotę wieczorem. Zrobiłam więc jajecznicę, Ewa kręciła się w tym czasie po pokoju, pozornie niezainteresowana. Kiedy już kończyłam nakładać - no cóż, okazało się, że Ewa właśnie postanowiła "popsuć nieco atmosferę" i trzeba iść ją przebrać. Ale nie, nie dało się jej oderwać od stołu, na którym już widziała parujący talerz. Mówię więc do niej, że "Tata pójdzie z nami, nie zje Ci jajecznicy". Nie! Przykleiła się i nie pójdzie.

Co ją przekonało? Tata biorący talerz jajecznicy ze sobą, tak, żeby mogła cały czas obserwować i jedno i drugie:D

Stworzyliśmy potwora:)

piątek, 10 października 2014

Piąteczek

Ewa ma ostatnio trochę gorszy okres - wychodzą jej zęby i mamy nadzieję, że to jest właśnie przyczyną. Trochę pogorszył się kontakt wzrokowy, zrobiła się bardzo drażliwa, humorzasta. Panie Terapeutki zdecydowały, że wrócą z nią do poprzedniego, łatwiejszego programu. No ale nic, miejmy nadzieję, że to się szybko skończy!

A w weekend ważny moment w życiu każdego niemowlaka - pozbywamy się kojca! To znaczy, nie tak trwałe się pozbywamy, kojec zostanie spakowany i schowany dla potencjalnego, ewentualnego Potomka nr 2:) Bardzo się cieszę, ustrojstwo zajmuje pół salonu:) 

Piąteczek dzisiaj, Wy też się cieszycie? :)

środa, 8 października 2014

Szósty bieg

Ostatnio wiele rzeczy robię w biegu. W pracy - kilka ważnych projektów, wszystko na "już". Na szczęście na tym froncie już robi się powoli trochę spokojniej - odpadł mi wyjazd służbowy, którego widmo wisiało nade mną przez kilka ostatnich tygodni, a który miał mi pochłonąć kilka ładnych dni pracy (którą przecież i tak będę musiała wykonać) i pół weekendu. W domu - mam wrażenie, że ciągle sprzątam, podnoszę porozrzucane płyty (Ewa ma fazę robienia "porządku" w naszej płytotece) i  zabawki, zbieram naczynia, piorę i rozwieszam w kółko te same ubrania...

Zauważyłam też ostatnio, że wyostrzyła się u mnie typowa cecha każdej matki, mianowicie, wielozadaniowość. Coraz rzadziej mam "puste przebiegi" - jak przemieszczam się po mieszkaniu, to staram się odnieść jakąś rzecz na swoje miejsce. Ewa moczy się w wannie - ja ścieram podłogę w łazience. Siedzę w pracy na nudnawym spotkaniu - na komórce robię listę zakupów. A dziś rano jadąc metrem - adresowałam kopertę, którą muszę po południu wysłać na poczcie.

A wszystko po to, by mieć wieczorem chwilkę czasu, wyłożyć się na kanapie i obejrzeć ulubiony serial. Wróć. Wyłożyć się na kanapie, żeby obejrzeć ulubiony serial, po czym zasnąć już na samym jego początku:)