sobota, 9 marca 2013

Nakrycia głowy

Czapeczka, którą nabyliśmy, wydaje się być za mała...


Ale mój pomysłowy Mąż zaproponował inne rozwiązanie...:)


Z nogami w górze:)

Jeszcze w środę moim największym "okołocytrynowym" problemem był ten z nerwem kulszowym w prawej nodze. Z dnia na dzień autentycznie było coraz gorzej i w pewnym momencie miałam problem z przejściem do łazienki. O staniu na prawej nodze nie było mowy, ubranie spodni czy rajstop nagle stało się problemem, ba, bolało nawet schodzenie ze schodów ruchomych! Ale w środę pojechaliśmy na comiesięczną wizytę do pani, która prowadzi ciążę i okazało się, że Cytryna postanowiła matce ulżyć (albo też zaczęło jej się tam w środku nudzić) i skierować się ku wyjściu. No i zarządzono mi minimum dwa tygodnie leżenia, "bo jak nie, to w każdej chwili może pani urodzić". No to leżę. I zasysam. Wytrzymać musimy minimum te dwa tygodnie, później na upartego Cytryna może się już rodzić.

No i załapałam fobię, że jesteśmy totalnie nieprzygotowani. Bo torbę do szpitala można teoretycznie spakować w 10 minut, ja mogę rodzić w starym podkoszulku, no ale przecież nie mamy w co tej Cytryny później ubrać. Teoretycznie ubranka można kupić w każdej chwili, ale trzeba przecież jeszcze je poprać. Już miałam wizję, że w trybie nagłym jadę na porodówkę, a moją jedyną myślą jest ta, że ubranka niepoprane. Że odsyłam Dawida, żeby ubranka poprał. I że ja rodzę, a Dawid w mieszkaniu siedzi i patrzy jak się te wszystkie śpioszki suszą. Paranoja:) Tak mnie ta cała wizja zestresowała (a jak mam dużo wolnego czasu, to takie scenariusze same mi się w głowie tworzą), że dziś wysłałam Dawida do sklepu w celu nabycia podstawowego zestawu śpioszków w rozmiarze najmniejszym. Dawid załatwił całą sprawę w trybie ekspresowym (ze mną to by trwało chyba pięć razy dłużej:)). Zaraz będziemy nastawiać pralkę:)