środa, 27 sierpnia 2014

Dualizm poznawczy

Poniedziałkowe popołudnie spędziliśmy w niewielkiej poczekalni, w której liczba petentów zdecydowanie przekraczała liczbę dostępnych miejsc siedzących. Sporą część kolejkowiczów stanowiły kilkuletnie dzieci - Ewa była w tym towarzystwie najmłodsza, co oczywiście nie oznaczało, że najmniej ruchliwa - wręcz przeciwnie. Każde dziecko w towarzystwie matki i czasem (ale tylko czasem) również ojca. Wśród matek można było wyodrębnić dwa typy - był typ matki zmęczonej, ogólnie niezadowolonej i złej na wszystko wokół. Złej na brak miejsca, na kolejkę, na innych ludzi, na brak toalety z przewijakiem w promieniu pięciu metrów. I typ drugi - matki, która widząc nasze hiperaktywne dziecko uśmiechała się ciepło, ze zrozumieniem. Matki, która niejedno ze swoim - nieco starszym od naszego - dzieckiem już przeszła i niełatwo ją czymkolwiek wytrącić z równowagi.

Nie pamiętam nawet, ile czasu spędziliśmy w tej poczekalni. Czas w takich miejscach biegnie zupełnie inaczej - jest mierzony kolejnymi osobami, które znikają za drzwiami pokoi o numerach 34 i 36, liczbą prób naciśnięcia przycisku przywołującego windę w wykonaniu Ewy, oraz liczbą wchłoniętych chrupek.

Wreszcie i nam dane było stanąć przez obliczem Komisji (w postaci dwóch osób siedzących w dwóch pokojach po przeciwnych stronach niewielkiego korytarza). Wyciągnęliśmy Bardzo-Ważną-Pomarańczową-Teczkę i zaczęliśmy opowiadać, co my tu w zasadzie robimy i po co przyszliśmy. Lekko zawstydzeni, no bo jak, zdrowe, piękne dziecko biega po pokoju, a my tutaj...

... po czym słyszymy, że faktycznie, orzeczenie o niepełnosprawności jest tutaj niezbędne, że bardzo się przyda, że decyzja do odebrania 2 września...