poniedziałek, 25 lutego 2013

Obrastamy w piórka

W niedzielę odbyliśmy kolejną wycieczkę po sklepach w celu ogarnięcia logistyki okołocytrynowej. Do domu wróciliśmy z dwiema gigantycznymi siatami pełnymi kocyków, pościeli, gadżetów do kąpieli i karmienia. Wydaliśmy - znów - majątek, a nawet nie próbowaliśmy kupować ubrań (bo kto to może wiedzieć, w jakim rozmiarze będzie Ewa zaraz po narodzinach?) :) Kto by pomyślał, że takie małe coś potrzebuje tyle sprzętów...:)

A sama zainteresowana wierci się właśnie i kopie. Dzisiaj w nocy miałam nawet sen, że tak wyciągnęła jedną  rękę, że aż wyciągnęła ją poza brzuch i mogłam ją za tę rękę złapać. Po głębszej analizie stwierdzam, że coraz bardziej przypomina to sceny z "Obcego". Zaczynam się bać.

Dzisiaj wieczorem mamy szkołę rodzenia - tydzień trzeci. I NARESZCIE nauczymy się czegoś POŻYTECZNEGO. W ramach odmiany od masakrycznych ćwiczeń, po których trzy dni miałam problemy ze zrobieniem kroku. Mianowicie - dzisiaj Dawid ma zgłębiać techniki masażu obolałych pleców swojej kochanej żony:))

niedziela, 17 lutego 2013

Cytrynowy pokój

Już prawie dwa miesiące do "godziny 0", więc trzeba było ogarnąć kwestię cytrynowego pokoju. Na pomoc sprowadziliśmy posiłki, które to przyjechały we wtorek wieczorem w celu pomalowania ścian. Posiłki pracowały dzielnie, wspierane przez nas psychicznie wieczorami:) Niestety nie obyło się bez drobnych problemów - szpachla, którą kupiliśmy była średniej jakości, więc następnego dnia Filip musiał ją wydłubać i zaszpachlować na nowo, co oczywiście wydłużyło cały proces. Ale ostatecznie faza I została zakończona w piątek wieczorem, kiedy to odwieźliśmy Filipa do akademika (z całym majdanem typu deska snowboardowa - bo w sobotę wyjeżdżał na zasłużony odpoczynek w góry:)). Dobrze, że mam Najlepszego z Braci:)

W sobotę rozpoczęliśmy fazę II - Dawid namalował na jednej ze ścian pasy w kolorze "żonkil", które sobie wcześniej wymyśliliśmy. Następnie udaliśmy się do Ikei po wybrane wcześniej meble. Na miejscu okazało się, że dosłownie CZTERY sztuki mebli, niezbędne dla funkcjonowania tak małego, nienarodzonego jeszcze nawet dziecka potrafią zająć masę miejsca - zarówno na wózku, jak i w samochodzie. Pomimo naszych najszczerszych chęci nie zmieściliśmy wszystkich paczek na raz do auta - focusowi brakowało dosłownie 10 cm w górę lub 10 cm wzdłuż:) Musiałyśmy więc zostać z Cytryną trochę dłużej w Ikei, żeby popilnować zbyt dużego fotela:)

Dziś natomiast - faza III - składanie mebli:) Dzień rozpoczęliśmy od przyjemności - pojechaliśmy do kina na "Szklaną pułapkę 5" :) Przy okazji dostałam od Męża balonika z helem - taki nasz walentynkowy zwyczaj:) Po powrocie do domu rozpoczęliśmy zasadniczą część fazy III przygotowywania pokoju - to znaczy Najlepszy z Mężów zabrał się do skręcania mebli, natomiast my z Cytryną starałyśmy się mu nie przeszkadzać, obserwując go jednak bacznie z perspektywy naszego nowego fotela:) Mąż walczył dzielnie z meblami przez resztę dnia. Efekty można zobaczyć poniżej oraz w galerii na picasie:) Oczywiście jest jeszcze sporo do zrobienia (zamocować kontakty, kupić lampę itd.), ale jakiś zarys już widać:)