poniedziałek, 25 lutego 2013

Obrastamy w piórka

W niedzielę odbyliśmy kolejną wycieczkę po sklepach w celu ogarnięcia logistyki okołocytrynowej. Do domu wróciliśmy z dwiema gigantycznymi siatami pełnymi kocyków, pościeli, gadżetów do kąpieli i karmienia. Wydaliśmy - znów - majątek, a nawet nie próbowaliśmy kupować ubrań (bo kto to może wiedzieć, w jakim rozmiarze będzie Ewa zaraz po narodzinach?) :) Kto by pomyślał, że takie małe coś potrzebuje tyle sprzętów...:)

A sama zainteresowana wierci się właśnie i kopie. Dzisiaj w nocy miałam nawet sen, że tak wyciągnęła jedną  rękę, że aż wyciągnęła ją poza brzuch i mogłam ją za tę rękę złapać. Po głębszej analizie stwierdzam, że coraz bardziej przypomina to sceny z "Obcego". Zaczynam się bać.

Dzisiaj wieczorem mamy szkołę rodzenia - tydzień trzeci. I NARESZCIE nauczymy się czegoś POŻYTECZNEGO. W ramach odmiany od masakrycznych ćwiczeń, po których trzy dni miałam problemy ze zrobieniem kroku. Mianowicie - dzisiaj Dawid ma zgłębiać techniki masażu obolałych pleców swojej kochanej żony:))

Brak komentarzy: