poniedziałek, 23 maja 2016

Zanotować: córka zawsze ma rację

Godzina 17, szykuję w kuchni obiad. Z głośników leci muzyka, ustawiona raczej głośniej niż ciszej (mój nowy super-hiper telefon, prezent od Męża, ma taką genialną funkcję udostępniania muzyki i puszczania jej przez wieżę, tak więc wykupiłam abonament w Spotify i hulaj dusza!:)). Ewa kręci mi się pod nogami, co chwilę kombinując, jak by tu wyłudzić kolejnego loda (żeby nie było - lody to u nas zmiksowane na papkę owoce z awokado, "doprawione" Eye-Q). Nagle puszcza się biegiem do drzwi wejściowym z okrzykiem "Tatuś!".

Myślę sobie: "Coś się dziewczynie pomyliło". Zazwyczaj nadejście Taty obwieszcza "piknięcie" domofonu (oznaczające, że ktoś przy drzwiach wejściowych wprowadza kod). Tym razem piknięcia nie było - tak przynajmniej mi się wydaje, bo muzyka gra dosyć głośno. Ewa jednak kręci się w korytarzu, więc idę za nią.

Ja: "Ewa, ale Tata jeszcze nie idzie..."
Ewa: "Tatuś! Z rowerem!" (Tata kupił sobie w zeszłym tygodniu rower i teraz dojeżdża nim na metro)
Ja otwierając drzwi: "No dobrze, zobaczymy, ale wydaje mi się, że to nie Tatuś..."
Wyglądamy na klatkę i w tym momencie słyszymy charakterystyczny dźwięk obracających się kół roweru, dobiegający zza rogu korytarza - w miejscu, gdzie mamy komórkę i gdzie Dawid trzyma rower. I głos Dawida: "To Tatuś!"

Spytałam Dawida, czy otwierał drzwi domofonem - co oznaczałoby, że ten jednak "piknął", ale przez muzykę tego nie usłyszałam. Powiedział, że nie - drzwi ktoś zostawił otwarte.

JAK ONA TO USŁYSZAŁA?!!

Wychodzi na to, że należy uzupełnić listę supermocy mojej córki.

I raz jeszcze zanotować sobie w kajeciku, że jeśli Ewa coś mówi, TO TAK JEST.

A może ona jest X-Menem? :)