piątek, 29 kwietnia 2016

Pasta do zębów

Gdzieś tak pod koniec zeszłego roku udało nam się wreszcie nauczyć Ewę wypluwać pastę do zębów, przyszedł więc czas na kupienie "poważnej" pasty z fluorem, takiej dla starszych dzieci. I tutaj pojawił się problem - Ewa za nic nie chciała wziąć jej do ust. Przekonywaliśmy na wszystkie sposoby - pokazywaliśmy, jaki to ciekawy obrazek jest na tubce, że pasta ma fajny kolor, ładnie pachnie. Tata wymył sobie nią zęby, później Mama. Nic nie działało.

Cóż było zrobić - przy następnej okazji kupiłam inną pastę. Taka sama reakcja. Jeszcze inną - tym razem postawiłam nie na markę pasty, ale na "trendy" obrazek na opakowaniu (Myszka Miki). Nic. Księżniczki. Nic. Zwierzątka. To samo...

Próbowaliśmy kłaść na szczoteczkę nową pastę przykrytą starą pastą. Wyczuła. Obmyślałam nawet sposób na rozbrojenie tubki ze starą pastą i umieszczenie w niej nowej. Nie chodziło już nawet o to, żeby umyła sobie nią zęby, ale żeby spróbowała i przekonała się, że nowa pasta nie jest taka zła.

Po jakimś miesiącu stwierdziliśmy, że dajemy sobie póki co spokój. Uprzątnęliśmy ze zlewu kolekcję w zasadzie nieużywanych past i rozdaliśmy je dzieciatym znajomym.

Swoją drogą, to nawet zabawne, że tak skupiamy się zawsze na pozytywach, że tygodniami nie dostrzegamy regresów u Ewy. Ma zły dzień, jest niewyspana, jest przeziębiona albo dopiero wychodzi z przeziębienia, wychodzą jej zęby, jest smutna, bo mama musiała wyjechać. To z kolei jest wytłumaczeniem jej marudnego nastroju, płaczliwości, usztywniania się na wszelkie nowości, braku apetytu, braku chęci na cokolwiek. Jeden zły dzień zamienia się w tydzień, ten z kolei - w kolejne... Po jakimś miesiącu-dwóch jesteśmy wołani na dywanik do naszej Pani Psycholog, która z niepokojem pyta, czy coś się u nas nie dzieje, bo z Ewą nie da się w ogóle pracować. Czy jest na diecie, bo jeśli nie, to powinniśmy na nią wrócić.

Nie potrafię nigdy powiedzieć, kiedy zaczął się regres, ale zawsze wiem, kiedy się kończy. Ewa wstaje któregoś dnia i ma dobry dzień. Nie ma płaczu przy rozstaniu. Na zajęciach jest super. Drugie śniadanie zjedzone w całości, zupa też, a na kolację wreszcie zjada paprykę, którą z uporem maniaka codziennie jej kroiliśmy, a ona z uporem maniaka ją ignorowała. Następnego dnia to samo. I następnego. W sobotę znowu z entuzjazmem reaguje na propozycję, żeby pojechać na basen. Dobry dzień zamienia się w tydzień, ten z kolei - w kolejne...

W ramach wyprawki do przedszkola mamy przynieść szczoteczkę i pastę. Jestem więc wczoraj w supermarkecie, żeby kupić drugi komplet. Staję przed półką z pastami. Ręka zastyga mi nad Ziajką z jeżykiem, od której nie możemy się uwolnić od ponad dwóch lat. I wtedy przez głowę przebiega mi myśl: "A, zaszaleję!". Biorę wersję z wiewiórką, zobaczymy, co będzie.

Wieczorem Ewa staje jak zwykle przed lustrem. "O, wiewiórka!" - mówi na widok pasty. Tata pomaga jej wycisnąć odrobinę na szczoteczkę. "Niebieska!" Zamieramy oboje. Pasta z jeżykiem jest ciemnoróżowa, niebieska może nie przejść. A Ewa, jak gdyby nigdy nic, zaczyna myć zęby... :)