Ewa: Jedźmy na wyprawę!
Ja: A gdzie na tą wyprawę mamy jechać?
Ewa: Do sali zabaw!
Pomysł niegłupi, szczególnie, że sala zabaw ma jedną, niezwykle cenną podczas upałów, zaletę - jest wyposażona w klimatyzację. Z drugiej jednak strony, Dawid zabrał Złomka i pojechał opijać z kolegami swoje zbliżające się, okrągłe urodziny, więc "wyprawa" obejmowałaby podróż w upale komunikacją miejską. Ciężka sprawa.
Ja: No dobrze, ale najpierw muszę wziąć prysznic i umyć włosy. (strategia: "odwlecz, może zapomni")
Ewa zajmuje się sobą, ja biorę spokojnie prysznic i myję włosy, po cichu licząc, że może jednak temat jakoś się (nomen omen) rozmyje.
Jakieś pół godziny później wydaje mi się, że Ewa w ferworze swoich bardzo ważnych poranno-sobotnich zajęć (obejmujących między innymi utopienie w ubikacji swoich spodni od piżamy) o całej wyprawie już dawno zapomniała. Zabieram się więc za rozwieszanie prania. Nagle czuję na sobie badawcze spojrzenie córki i po chwili słyszę:
Ewa: Czy jesteś już gotowa, mamoooo?
Ja: A na co? (strategia: "udawanie idiotki")
Ewa: Na wyprawę! (i cały misterny plan poszedł w ...)
Ja: No wiesz, muszę jeszcze wysuszyć włosy (pokazuję na turban z ręcznika na głowie)
Ewa wyciąga rękę i imitując dźwięk suszarki do włosów macha kilka razy w moim kierunku.
Ewa: Gotowe!
Zabawy wyimaginowanymi sprzętami poszły chyba za daleko...:)