sobota, 23 lipca 2016

Wakacyjnie

Po ostatnim tygodniu mogę stwierdzić, że wakacje to nie tylko wypoczynek - to przede wszystkim setki przejechanych kilometrów, dziesiątki odwiedzonych członków rodziny i cała masa porażek wychowawczych. Oraz minimum jeden dzień, kiedy wszystko jest na "nie". U nas ten dzień wypadł w czwartek.

Ewa, chcesz wykąpać się w basenie? Nie. Chcesz coś zjeść? Nie. Może pójdziemy na spacer? Nie. Chcesz zjeść zupę? Tak. Podtykamy zupę, zjada jedną łyżkę i odsuwa. Chcesz jeszcze? Nie, grzankę. Podtykamy grzankę, zjada kęs i odsuwa. Pójdziemy na placki ziemniaczane? Nie. Frytki? Gofry? Loda? COKOLWIEK?!! W tle oczywiście jęczenie, marudzenie i płacz.

Wieczorem leżymy z Ewą, ona już powoli zasypia, ja głaszczę ją uspokajająco po głowie.

Ja: Jesteś moją najkochańszą księżniczką, wiesz? Mama bardzo nie lubi, jak masz taki marudkowy dzień, mama chciałaby znać przyczynę...
Ewa (wchodząc mi słowo): PIĄTEK.

To było ostatnie słowo, jakie wypowiedziała tamtego wieczora. A ja do teraz zastanawiam się nad sensem tej wypowiedzi:)

PS. W piątek natomiast odkryliśmy prawdziwą przyczynę czwartkowego marudzenia. Dość, żeby powiedzieć, że z wakacji wróciliśmy wcześniej, a dziś rano odbyliśmy wycieczkę do lekarza. Na szczęście, już jest lepiej:)