Wczoraj wkładam ją więc do łóżeczka, przykrywam kołderką (nie licząc zbytnio na to, że kołderka wytrzyma dzielnie cały proces kulania się Gwiazdy po łóżeczku, ale sama bardzo zmarzłam wracając wcześniej z pracy, więc brak kołderki wydaje mi się okrutny), wręczam Kłapoucha, włączam kołysanki i kładę się na materacu obok łóżeczka.
Z perspektywy podłogi widzę jedynie szaroniebieską kołderkową masę przetaczającą się po łóżeczku, z jednego kąta w drugi. Szurając przy tym i szeleszcząc swoją kołderkowatością.
Szu-szu, szu-szu, szuuu...
Nagle masa jakby spowalnia i wygląda na to, że wreszcie znalazła swoje miejsce.
- Ewa, a chcesz, żeby mama posmyrała cię po stópkach?
Szaroniebieska masa milczy, jakby się namyślała, ale już po chwili słyszę z jej wnętrza: szu-szu, szu-szu...
I nagle, spomiędzy szczebelków, z szaroniebieskiej masy wyskakuje w moim kierunku stópka.
No, wiem co to oznacza. Wyciągam więc rękę i zaczynam głaskać. Szaroniebieska masa tylko na moment nieruchomieje, ale zaraz słyszę znowu: szu-szu, szu-szuuu...
I już przy mojej ręce jest i druga stópka. Mam więc teraz dwie do wygłaskania.
Bo szaroniebieska masa lubi smyranie po stópkach. Zresztą, kto nie lubi? :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz