Puzzle przeprowadzały się ze mną z miejsca na miejsce, a odkąd pojawiła się Ewa - czekam na moment, kiedy będziemy mogły ułożyć je razem (chociaż pewnie jeszcze trochę to potrwa - puzzle mają 1000 elementów i są szalenie trudne do ułożenia). Odkąd mieszkamy w tym mieszkaniu - leżą sobie w kanciapie na półce i czekają na lepsze czasy.
Oczywiście kwestią czasu było to, kiedy Ewa wreszcie je dojrzy. A jak już dojrzała wysoko na półce napis "Disney" i obrazek z Puchatkiem, to ZAŻĄDAŁA natychmiastowego udostępnienia puzzli.
No nic, chciałaś, MASZ:)
Dorwała pudełko, otworzyła, zobaczyła tysiąc elementów, wyciągnęła pierwszy z brzegu i... "O, Puchatek je miodek!" "Tygrys!" "Prosiaczek!"
I tak dalej w tym stylu, przez kolejny kwadrans. Tego ranka mogłam spokojnie zrobić śniadanie i się umalować. Nie zdążyła oczywiście obejrzeć wszystkich tysiąca elementów, z pudełka wyciągnęła zaledwie kilka czy kilkanaście - co oznacza, że jeszcze wiele przed nią:)
A później na stoliku znalazłam to:
Nie do końca o to chodziło, ale... może być:)